Z Liturgii Słowa 21,28 IX

21 WRZEŚNIA, XXV NIEDZIELA ZWYKŁA
OSTATNI BĘDĄ PIERWSZYMI
W niedzielnej Ewangelii z tego tygodnia są słowa Chrystusa: tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Dotyczy to w tej Ewangelii przypowieści o tym, że gospodarz – jak to było w zwyczaju – nająć robotników. Wyszedł wcześnie rano i umówił się z robotnikami co do zapłaty – denara za dzień. Wracał w to samo miejsce jeszcze około godziny trzeciej, szóstej i dziewiątej, wreszcie także około jedenastej. Za każdym razem najmował dalszych pracowników, których nikt wcześniej nie najął. Po skończeniu pracy najpierw zostali wezwani ci, którzy pracowali zaledwie jedna godzinę; i oni otrzymali po denarze. Wszyscy inni również byli wzywani kolejno i także otrzymali po denarze. Taki układ rzeczy bardzo nie podobał się tym, którzy pracowali przez cały dzień. Szemrali przeciwko gospodarzowi, a on im odpowiedział: Nie czynię wam krzywdy; tak żeście się umówili. Odejdźcie. Czemu złym okiem patrzycie na to, że ja jestem dobry?

Myślę, że i dzisiaj, gdyby tak się zdarzyło, byłoby wielkie poruszenie, że to niesprawiedliwe. My bowiem sprawiedliwość rozumiemy inaczej niż przedstawia ją Bóg. Inaczej mówiąc, można by ująć, że wszyscy pracowali równo, bo ci, którzy czekali na rynku, bo ich nikt nie najął, swoim czekaniem też pracowali. I otrzymali wszyscy po denarze, czyli chodziło tutaj głównie o zbawienie – choćby się ktoś nawrócił w ostatniej chwili życia, otrzymuje tak samo zbawienie, jak i ten, który przez cały życie był wierny Bogu. Takim przykładem „najętego” w ostatniej chwili i zbawionego jest łotr na krzyżu. Powiedział mu Chrystus: „Dziś będziesz ze Mną w raju”.

W pierwszym czytaniu z Księgi Izajasza (Iz 55,6-9) Pan Bóg mówi do człowieka, że Jego myśli są inne od naszych myśli, Jego drogi są inne od naszych i dlatego człowiek ma postępować tak jak Bóg chce – a chce naszej świętości. I trzeba nam szukać Boga, póki jest blisko, aby Go znaleźć, bo możemy stracić szansę, a szukanie Pana zaczyna się od nawrócenia. To nawrócenie wzywa Boże miłosierdzie i Boże zmiłowanie.

W drugim czytaniu z Listu do Filipian (Flp 1,20c-24.27a) święty Paweł pisze, że jego życiem jest Chrystus, że zasadniczo umrzeć jest mu zyskiem, ale żyć w ciele jest mu bardziej potrzebne dla tych, do których przemawia, nad którymi jest pasterzem. I ma rozdwojenie: pragnąłby odejść i być z Chrystusem, ale bardziej konieczne jest pozostawać w ciele dla tych, dla których pracuje, dając im Ewangelię Chrystusową. Jego tęsknota za Chrystusem była tak wielka, że pragnął śmierci, ponieważ wiedział, że tylko wówczas ma szansę Go oglądać i z Nim się zjednoczyć.

Święty Paweł też był tym, który niejako „został najęty do winnicy Pańskiej nie od początku dnia” i nie w czystości i w wierze, ale to Pan przymusił go swoją łaską, uczynił go niewolnikiem swojej miłości, aby w tej niewoli miłości odzyskał wolność dziecka Bożego, apostoła, Chrystusa.
Trzeba nam patrzeć oczyma Bożymi na wszystko, co się dzieje wokół nas; nie patrzeć przez zazdrość i zawiść, bo być może ci, którzy w ostatniej chwili wejdą do winnicy Pańskiej, będą wyżej od tych, którzy pracowali długo. Bo jak powiedział Chrystus: Temu więcej darowano, ten więcej miłuje. A przecież tylko miłość jest miernikiem wielkości człowieka. Święta Maria Magdalena, której można by dużo zarzucić, tak umiłowała Pana, że wyrzucił z niej siedem złych duchów, że była godna jako pierwsza po zmartwychwstaniu oglądać Zbawiciela. Naszym zadaniem jest szukać Pana nieustannie, pozwalać się Mu pochwycić i cieszyć się z sukcesów drugich, bo sukces drugiego człowieka jest również sukcesem wszystkich – tak jak wielkość Maryi jest wielkością całego rodzaju ludzkiego, tak jak wielkość apostołów, proroków, Bożych mężów jest wielkością głosicieli, wysłanników i realizatorów Bożych planów, ale przecież wszyscy należymy do jednego ciała mistycznego Chrystusa i wszyscy spełniamy odpowiednie role i funkcje.

28 WRZEŚNIA 2014, XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA
OPAMIĘTANIE TO WSPÓŁPRACA Z DUCHEM ŚWIĘTYM
W pierwszym czytaniu jest jakby dyskusja, spór między Bogiem a człowiekiem, między Panem a tymi, którzy własnymi oczami, własnym rozumem chcą rozsądzić sprawy duchowe, których jedynym sędzią jest jednak tylko Bóg. Mówi Bóg tak: Zarzucacie Mi, że mój sposób postępowania jest niesłuszny, a tymczasem wasze postępowanie jest przewrotne. Bo jeżeli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości i dopuszczał się grzechów, umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. Natomiast jeżeli bezbożny odstąpił od swojej bezbożności i postępował według prawa Bożego i sprawiedliwości, zachowa duszę swoją przy życiu. Będzie żył, a nie umrze. Oczywiście chodzi tu o śmierć i życie duchowe.

Dlaczego tak jest? Dlaczego można powiedzieć, że to koniec wieńczy dzieło? Otóż ten, który postępował źle, ale w końcu się opamiętał, w rzeczywistości nie był do końca złym człowiekiem. On był poszukującym. A gdy odnalazł w końcu, wsparty Bożą łaską, to, co jest najważniejsze, odrzucił wszystko i stał się nowym człowiekiem. Natomiast ten, który udawał sprawiedliwego, ale w końcu zniechęcony albo pociągnięty, owładnięty czymś, poszedł drogą grzechu, jest przegrany. Całe jego dotychczasowe tzw. „sprawiedliwe życie” było niepewne – albo udawane, albo tylko pozorne, powierzchowne. Próba odsłoniła jego wnętrze, które od początku było złe. Ale człowiek tego nie dostrzegał. Bóg go sprawdził i odrzucił.

W tym duchu jest Ewangelia z tej niedzieli – świętego Mateusza (Mt 21,28-32) o dwóch synach. Pewien człowiek miał dwóch synów. Powiedział do pierwszego: Dziecko idź dziś i pracuj w winnicy. Odpowiedział: Idę, Panie. Ale nie poszedł. Po czym zwrócił się drugiego i to samo powiedział. On odparł: Nie chcę. Ale później się opamiętał i poszedł. Który z nich spełnił wolę ojca? – zapytał Chrystus. Oczywiście ten drugi.

I wtedy powiedział Pan Jezus: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Tak zwrócił się do faryzeuszów i uczonych w Piśmie. -Ponieważ Jan przyszedł drogą sprawiedliwości, a wyście nie uwierzyli; celnicy i nierządnice uwierzyli. A wy, patrząc na to nawet później, nie opamiętaliście się, by uwierzyć.
Pierwszy syn, który przytaknął, to oczywiście ten, który miał za nic autorytet ojca, miał za nic potrzeby rodziny i nie cenił własnej godności, dlatego jego krętactwa zaprowadziły go do miejsca, z którego może tylko miłosierdzie ojca go wydobyć. Natomiast drugi syn, chociaż też leniwy i też mający swoje własne widzenie, powiedział zaskoczony: Nie; nie pójdę! Ale później się zastanowił i zrozumiał, że tak nie można postępować, ze jego zachowanie było niewłaściwe. Opamiętał się i poszedł. Słowo „opamiętanie jest w naszym życiu kluczowe”. Ono jest obok słowa opętany. Jakże często jesteśmy opętani przez nasze przyzwyczajenia, przez nasz egoizm, przez naszą ślepotę, kalectwo duchowe, już nie mówiąc, ze może być również opętanie przez złego ducha. Ale z tego opętania możemy się wyzwolić przez opamiętanie czyli wrócenie pamięcią do pierwotnej świętości, do pierwotnej miłości, do pierwotnej zależności, do tego wszystkiego, co jest fundamentem. Ktoś, kto jest w stanie się opamiętać, już zwyciężył zło.

Natomiast o drodze opamiętania i trwania we właściwym postępowaniu mówi drugie czytanie z Listu św. Pawła do Filipian (Flp 2,1-11) w którym apostoł prosi, aby mieli te same dążenia, tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko własne sprawy, ale i drugich. Niech was ożywia to dążenie, które było w Jezusie Chrystusie.

Te słowa świętego Pawła przypominają nam, że jesteśmy we wspólnocie i nasze opamiętanie, nasza prawdziwa droga nie jest samotna, jest również uzależniona drogą innych, wspólnotą. Jesteśmy ogniwami jednego łańcucha, jeden drugiego trzyma i jest trzymany. I tylko w łączności z Chrystusem i braćmi możemy mieć jasne spojrzenie na drogę prawdy i siłę, aby po niej kroczyć i nieść krzyż wspólny, a równocześnie indywidualny dla każdego, aby być godnym Chrystusa, który powiedział: „Kto nie bierze swojego krzyża i nie idzie za Mną, nie jest mnie godzien”.

Ks. Henryk Młynarczyk

.